Briana.
Zostawił mnie w piwnicy, znowu. Czułam się jakby zostawił mnie na 2 godziny, ale minęło dopiero 12 minut, nie wiem, czas wydaje się tu komponować. Pierwsze co obrzydliwie śpiewam, to, to, że może przyjdzie tu na dół i rozwiąże mi ręce. Mówiąc o moich dłoniach, to czuję zdrętwienie. Podnoszę ręce do mojej szyi i czuję parch 5 centymetrów dłuższy. Krzywię się i opuszczam ręce. Próbuję rozwiązać moje ręce rękoma, ale stwierdzam, że to klapa, więc próbuję rozwiązać ustami. Używam swojego języka i zębów. Wgryzam się w linę i czuję paskudny smak w moich ustach. Wyciągam z ust linę i spluwam na ziemie, aby pozbyć się gorzkiego smaku. Robię brzydką twarz i próbuje ponownie ignorując gorzki smak. Rozwiązuje jeden supeł i próbuję z kolejnym. Wypluwam sznur z ust na minute i wkładam go z powrotem, za nim drzwi się otwierają. Podskakuję i spoglądam do góry nadal mając sznur w ustach. Był to chłopak z kędzierzawą fryzurą, miał zielone oczy, tatuaże rozciągające się z góry na dół jego ramion i kolczyki na jego twarzy. Roześmiał się na mój widok.
- Głodna?- pyta ciągle się śmiejąc. Rozumiem z czego się śmieje. Niechlujna dziewczyna z brudnymi włosami, zakrwawiona, wypełnionymi brudem ubraniami i z sznurkiem w ustach. Prawdopodobnie śmiałabym się z nim. Spoglądam na niego, zastanawiam się jakby wyglądał bez tatuaży i kolczyków. Wypuszczam line z ust i kładę ją na swoje kolano.
- O, widzę, że jeden supeł rozwiązałaś.. Zastanawiam się co jeszcze potrafisz swoimi ustami- mówi z sugestywnym oczkiem. Łapie powietrze i patrzę na niego z niedowierzaniem. Nigdy nikt w moim życiu nie rozmawiał, a nawet nie zaproponował mi czegoś takiego! Śmieje się z mojej reakcji. Schował dłoń do kieszeni i wyciągnął scyzoryk. Moje oczy się rozszerzają, a ja się cofam. Śmieje się ponownie i podchodzi bliżej. Tak będzie wyglądać moja śmierć. Zawsze myślałam, że umrę ze starości albo w czasie snu. Cofam się dalej i uderzam w ścianę. Podchodzi bliżej, ale ja zamykam oczy i spoglądam gdzie indziej.* Jego kroki cichnął mówiąc mi, że jest na przeciwko mnie. Wypycham ręce do przodu mając nadzieję, że da mi to więcej czasu życia. Słyszę zgrany dźwięk i krzyczę. Czuję jak nożem rozcina sznury na moich nadgarstkach.
- Dlaczego krzyczysz?- słyszę jego głos. Spoglądam na swoje dłonie i widzę, że tylko rozciął sznury. Czuję się zawstydzona i jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
- Um.. Myślałam, że idziesz mnie zabić..- mamroczę. Śmieje się jakby to była najzabawniejsza rzecz na świecie. - Dzięki za rozcięcie sznura..- szepczę. Spoglądam na swoje dłonie i widzę czerwone linie w okół mojego nadgarstka po sznurze. Rozcieram je. Spoglądam na swoje nogi i rozwiązuje je. Nie chcę tego noża, ani żadnego noża blisko mnie. Wstaje i potykam się o swoje nogi, nie są w górze przez długi czas. Łapię się przed upadkiem i podtrzymuję o ścianę przez sekundę.
- Mogę zadać ci pytanie?- pytam cicho. Kiwa głową.- Gdzie rzuciliście mojego Ipod'a?- pytam.
- Popsuliśmy go.- odpowiada.
- Co?!- pytam głośniej. Wyglądał na zaskoczonego moim podniesionym głosem.- Przepraszam..- mówię ciszej. Mój Ipod był Bea*. Był jedynym powodem, dla którego wciąż żyję, znaczy, po śmierci mojej mamy i wszystkiego. Unosi brew i po prostu wychodzi. Schodzę na dół korytarzem za rogiem. Powinnam uciekać właśnie teraz. Powinnam uciekać i wrócić do mojego ojca, do mojej muzyki i książek, ale uciekanie właśnie teraz to nie jest inteligentny pomysł z chłopakiem za mną i śmiesznym uczuciem nóg. Zatrzymuję się gdy zdaję sobie sprawę, że nie wiem gdzie powinnam pójść. On wpada na mnie i spadam bezpośrednio na bok. Chwytam się za bok, a łzy bólu napływają do moich oczu. Chłopak nie zamierza przeprosić.
- Dlaczego się zatrzymałaś?- syczy.
- Nie wiem dokąd mam iść.- mówię w bólu. Wstaję nadal trzymając się za bok. Kiwa głową i kontynuuje odejście. Spoglądam na jego tył głowy i idę za nim. Kieruje się do pokoju gdzie słychać dużo rozmów. Słychać więcej niż 9 głosów. Jestem bardzo nieśmiała wśród ludzi. Staje przed drzwiami z nadzieją, że nikt mnie nie zauważy. Niestety Louis zauważył.
- Zamierzasz stać tam jak retard czy zamierzasz usiąść?- pyta Louis i wszyscy spojrzeli na mnie. Oczy śledzą mnie gdy siadam na jedynym wolnym miejscu koło chłopaka. Siadam i spuszczam głowę w dół. Bawię się palcami gdy ktoś trąca mnie w ramię. Podskakuje i spoglądam na chłopaka.
- Cześć.- mówi.
- Hej.- szepczę.
- Jak się masz?- pyta. Co za głupie pytanie zadane komuś kto jest w takim położeniu jak ja. - Sorry, cofam pytanie.-mówi. Uśmiecham się słabo i bawię się palcami ponownie. Czuje czyjeś oczy na sobie, więc podnoszę wzrok by zobaczyć wpatrującego się we mnie Louis'a. Przełykam ślinę i spoglądam ponownie w dół.
- Wiesz.. Louis jest zawsze.. Nieuprzejmy.- mówi chłopak na przeciwko mnie. Kiwam głową jakbym uwierzyła w to. Nigdy, za milion lat nie uwierzyłabym, że Louis, jak Louis Tomlinson jest miły. Jest milszy pewnie kiedy zabija szybko ludzi. Drżę na myśl o nim, cięcia czyjegoś gardła albo uszkodzenia karku, a nawet kuli mózgu, prawie, że choć na knebel.
- Wierzę w to co widzę..- szepczę. Śmieje się. Nie wiem jak ludzie tacy jak on śmieją się, a nawet zdolnie ładnie.
- Zajmie to trochę czasu za nim to zobaczysz.-mówi. Dużo czasu. Myślę, ale nie mówię tego głośno.- A tak inną droga, to jestem Liam.- mówi.
- Briana.- szepczę.
- Ładne imię.- mówi Liam.
- Dzięki, dostałam je na urodziny..- żartuję cicho. Śmieje się głośno, a ludzie spoglądając w naszą stronę. Spoglądam w dół z małym, bardzo małym uśmiechem. Ludzie wrócili wzrokiem do swoich kolegów.
- Bez obrazy, ale śmierdzisz.- mówi Liam.
- Wiem..- odpowiadam i wącham swoją bluzę. Pachnie jak bluza, krew i brud. Krzywię się i opuszczam ją.
- Może chcesz wziąć prysznic?- pyta. Kiwam głową na znak zgody, a on wstaje. Wstaję zaraz za nim i idę za nim wychodząc z pokoju. Czuje jedno spojrzenie na sobie, ale nie odwracam się do tyłu, doskonale wiedziałam czyje to oczy. Idę za nim po schodach i wchodzę do kolejnego korytarza.
- To będzie za dużo jeśli spytam cię o jakieś ubrania?- pytam.
- Nie..- odpowiada i wchodzi do pokoju, a ja czekam przed drzwiami. Wychodzi i daje mi jakieś ubrania.
- To wszystko co mam, przepraszam.- mówi. Biorę je od niego i spoglądam na nie. To wygląda bardziej jak bielizna niż tkaniny. Koszulka ledwo zakrywa moje piersi, a szorty zadek. Wole puszczalskie ciuchy niż brudne ciuchy. Jestem pochylona do nesty ciuchów, ale nie chcę być nieuprzejma i trzymam ubrania w dłoni.
- Jest spoko.- kłamię. Uśmiecha się i daje mi wskazówki jak dotrzeć do łazienki.
- Ręcznik i mydło jest w szafce.- mówi.
- Dzięki.- szepczę i zamykam drzwi. Opuszczam ubrania na dół i siadam na toalecie rozglądając się dookoła myśląc jak uciec i zauważam okno. Podchodzę do niego i próbuję otworzyć. Pcham do góry i stwierdzam, że jest zablokowane. Rodzaj zamka, potrzeby klucz, aby je otworzyć. Schodzę i podchodzę do szafki. Wyciągam ręcznik i mydło. Wyciągam jedno z pudełka i biorę do dłoni. Odkładam pudełko i podchodzę do prysznica. Puszczam ciepłą wodę i czekam aż się ogrzeje. Wkładam rękę pod wodę i się parzę.
- Och!- skowyczę i cofam rękę. Odkręcam też ziemną wodę i wkładam rękę. Teraz jest doskonała. Wchodzę do środka i mocze swoje włosy i ciało. Po woli płukam krew i bród z mojego ciała wraz z mydłem. Woda jest czerwona i czarna, patrzę na nią jak spływa w dol do dziury. Rozgadam się dookoła za szamponem, ale widzę tylko Axe. Decyduję, ze nie będę używać tego szamponu i, że opłukam włosy tylko wodą.
Skończyłam, ale nie chcę wychodzić. Mam na myśli zejść na dół do sępów, dobrze znam chłopaków, więc stoję pod wodą. Słyszę trzask i krzyczę. Odsłaniam zasłonę prysznicową i wyłaniam głowę, aby zobaczyć Louis'a opierającego się o zlew.
- Co tu robisz?- pytam.
- Odpoczywam.- odpowiada.
- Tutaj?
- Między innymi- mówi.
- Możesz wyjść, abym mogła się ubrać?- pytam.
- Nie.- krzywię się.
- Proszę.- błagam.
- Jeśli mówisz proszę... Nie.- odpowiada. Piorunuję go wzrokiem i zasłaniam zasłonę, wyłączając wodę. Jak długo będę tutaj stała to większe szansę, że on wyjdzie, goła. Przechodzi mnie dreszcz, chodzić przed nim naga, ale nie dreszcz rozkoszy, ale dreszcz strachu. Zabieram ręcznik z wieszaka wyciągając tylko rękę za zasłonę. Szybko cofam rękę i otulam ręcznikiem moje ciało. Wychodzę spod prysznica, biorę ubrania i wracam z powrotem.
- Oh, jesteś taka zabawna..- słyszę jego głos. Ubieram się i spoglądam na ubrania. Moje usta unoszą się w wstręcie. Z tym równie dobrze mogę nosić nic. Wychodzę, a Louis patrzy na mnie z góry na dół.
- Masz gumkę do włosów?- pytam. Bierze gumkę recepturkę i podaje mi. Jestem zaskoczona, że on chce mi ją dać tak po prostu. Może Louis nie jest zawsze nieuprzejmy. Wyciągam po nią rękę, ale on cofa swoją z głupim uśmiechem na ustach.
- Dasz mi najpierw buziaka, kochanie.- mówi. Drwię i odwracam się. Nigdy, ja, Briana Baker przenigdy nie pocałuje go, Louis'a Tomlinson'a. Schodzę na dół do sępów. Wolę być z nimi niż z Louis'em. Wchodzę do salonu i znów wszyscy spoglądają na mnie.
- Liam, masz gumkę do włosów?- pytam
- T.. tak..- odpowiada i daje mi jedną. Wiążę włosy w koka i odchylam do tyłu. Louis przychodzi kilka minut później i rzuca we mnie swetrem. Spoglądam na niego zmieszana.
- Włóż go. Nikt nie chce patrzeć na twój pępek.- prycha. Spoglądam na swój pępek i ma racje, jest ogromny. Zakładam sweter i obciągam go w dół jak najniżej można. Spoglądam w dół i wyobrażam sobie jak mój tata wyważa drzwi i zabiera ich. Uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Zależy mi na tacie. Na wszystkie sposoby i zawsze będzie. To mój tata, przyjdzie.
Louis Tomlinson oznacza: aroganckie szarpnięcia, zbiega, zabójce i porywacza. Powinnam go nienawidzić, ale nie. Fakt. Kocham go ~ Briana.
No i mamy rozdział 2. Mam nadzieję, że się wam podoba. We wtorek pojawi się kolejny rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz